Cmentarz miejski. Ghule i cmentary czekają na kolejny pogrzeb, a wiedźmini na noc kiedy to owe monstra wychodzą. Upiory brzęczą łańcuchami i wyją o północy. Jak chcesz stracić zmysły albo życie sobie skrócić przyjdź tu kiedy księżyc będzie w pełni. -Czego się bać?- Grabarz oparł się o łopatę.- Ghule jedzo umrzyków, a duchy tylko straszą. -Ghule i cmentary kiedy są głodne mogą tez zaatakować żywych- wiedźmin rozejrzał się po cmentarzu. -Mogą, ale mnie nie tkną- starzec powrócił do kopania dziury.- Widzicie panie z tymi strachami to jak z psami... Widzą, że kopie dół i chowam umrzyka, bo one nas obserwujo i widzą, że ja im daje jeść. Rodziny dużo płacą, żeby po takim ghulu ojczulka czy dziadunia znowu zakopać. Tu jest pełna harmonia, panie wiedźmin. -To już niedługo harmonii nie będzie... -Jak zabijesz te, to przyjdą nowe- grabarz wytarł nos o rękaw. -Chyba, że będziesz głębiej chował ciała, a krypty dokładnie zamykał- wiedźmin słysząc szelest za sobą odwrócił się. Wychudły pies stał przy jednym z grobów ze spuszczonym łbem. Grób był świeży. Psina zaskomlała i położyła się. - Dzięki za informa...- Grabarz zniknął. W dole nie było śladów stóp. Wiedźmin rozejrzał się wkoło. Pies znowu zaskomlał i powąchał grudkę ziemi na grobie swojego pana. -Głupie psisko- mruknął wiedźmin podchodząc do zwierzęcia.- Znajdź sobie nowego właściciela i lepiej nie wracaj tu... To miejsce jest niebezpieczne- mężczyzna rzucił mu kawałek kiełbasy i ruszył w stronę bamy cmentarnej.
|